Ale poszukiwania kolejnego serialu trwały...Na oku był jeszcze Arrow, gdzie wyemitowano już 9 odcinków, i Banshee, który emisję 1 odcinka miał 2 dni temu.
Historia Strzały już raz była zawarta w serialu Smallville. Oliwer "Strzała" Queen pojawił się chyba w 6 sezonie i został do końca...Bałam się, że będę tak zapatrzona w postać, jaką tam stworzył Justin Hartley, że nie będę mogła wyzbyć się z pamięci tego przystojniaka (Co ja poradzę, że był on moja ulubioną postacią, zaraz po Lexie Luthorze???). Ale zabrałam się za 1 odcinek...I przepadłam! Historia zupełnie nowa i na dodatek przedstawiona w fantastyczny sposób! Główny bohater, Oliwer, uznany przez wszystkich za zmarłego nagle po 5 latach zostaje odnaleziony na "bezludnej wyspie". Okazuje się, że wyspa nie była taka bezludna. W każdym odcinku ukazane są momenty z przeszłości, co się tam tak naprawdę działo i jak to wpłynęło na głównego bohatera. Oliwer przywdziewa zielony kapturek i zaczyna zbawiać miasto...
Stephen Amell, który wciela się w postać strzały zauroczył mnie do końca. Nie kojarzę go z poprzednich roli (jak przeglądałam jego dorobek, to widziałam z nim jakieś produkcje, ale zupełnie go z nich nie kojarzę...), więc nie miałam wyrobionego o nim żadnego zdania...Facet ujął mnie po 10 minutach oglądania i wiem, że ten serial będę oglądać do końca.
Na liście jest jeszcze Banshee...Trailer niesamowicie mi się spodobał, moje klimaty:) Może dziś obejrzę 1 odcinek aby wyrobić sobie zdanie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz